Po pomniejszej przerwie (raptem 3 lata :P ) postanowiłem wziąć się porządnie za tego bloga. Nie mam jeszcze jako tako koncepcji jak to zrealizować, ale myślę że odrobina spontaniczności na początku pomoże wykreować właściwy "smak" tego bloga.
Zacznę może od przedstawienia swojej osoby. Urodziłem się kilka lat przed przekształceniami ustrojowymi w naszym kraju w stołecznym mieście Warszawa. Tam się wychowywałem i chodziłem do szkoły. Jako że swoją młodość przeżywałem w latach 90 ubiegłego wieku duży wpływ wywarła na mnie rockowa będąca na topie w tamtych latach. Wielkie zespoły sceny trashmetalowej, grunge, klasyka rocka lat 70 i 80 były moimi pierwszymi wyborami muzycznymi z racji tego, że mój starszy brat był wielkim słuchaczem tego gatunku. Jak dobrze wiecie w latach 90 się nie przelewało w naszym kraju także kupowanie kaset i płyt raczej należało do luksusów. Styrane kasety i podrapany winyle z tym kojarzę swoje pierwsze doświadczenia muzyczne. Ważnym elementem tej historii jest również fakt odziedziczenia gitary akustycznej po bracie w momencie jego wyprowadzki z domu. Chwile spędzone na nauce "Nothing else matters" i "Starway to heaven" bezcenne, były lata 90 także internet i tabulatury nie istniały, trzeba było ze słuchu wyłapywać, wymieniać wiedzą ze znajomymi aż w końcu miało się całość. W połowie lat 90 na scenie polskiej muzyki zaczął pojawiać się hip-hop. Z początku sceptycznie nastawiony do całego gatunku ze względu na prostotę podkładów muzycznych raczej omijałem scene hiphopu ale wszystko się zmieniło jak usłyszałem pierwszy scratch. Z czasem na satelicie (tak nie było kablówek wtedy) obejrzałem transmisję z jakiejś amerykańskiej imprezy na której odbywała się bitwa DJ'i. Z podziwu nie mogłem wyjść przez długi okres czasu. Gwoździem do mojej winylowej trumny był zespól Limp Bizkit. Połączenie rockowych riffów gitary elektrycznej oraz sampli oraz scratchy to było coś czego nigdy nie słyszałem. Zespół może sam z siebie nie był tak zaawansowany technicznie jak kapele rockowe i metalowe których słuchałem, ale całościowy efekt tej kapeli był dla mnie ponadczasowy. Zaowocowało to oczywiście eksperymentami na gramofonie znalezionym w piwnicy i bajce Winetou, efekt - porwany pasek i porysowana płyta ale pierwsze "ała ała" i "tufu tufu" było. Myślę, że na początek wystarczy, z czasem będę opisywał swoją całą przygodę z muzyką (jako słuchacz, DJ i muzyk - gitrara i bas)
Kończąc ten "drugi" pierwszy post chciałbym dodać, że blog będzie się skupiał na aspektach technicznych nie tylko sprzętu winylowego ale również całej techniki analogowej. Na pewno będą pojawiać się sporadycznie wątki o gitarze elektrycznej i syntezie analogowej oraz FM. Oczywiście testy sprzętu i recenzje muzyczne oraz ciekawostki ze świata czarnych płyt powinny być tutaj codziennością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz